How can I be lost, if I got nowhere to go?


Andy Carter

Po prostu Andy. Bez dokładnej daty urodzenia. Prawdopodobnie około 19-21 lat. Bez wiedzy na swój temat, z nazwiskiem nadanym przez uzdrowicieli. Mieszkaniec pokoju długoterminowego, jednoosobowego nr. 2.

Stań w tym pomieszczeniu. Połóż się na łóżku. A teraz wyobraź sobie, że pierwszą rzeczą jaką widzisz jest biały sufit. W twojej głowie nie ma zupełnie nic, tylko ten wkurwiający, biały sufit od którego bolą cię oczy. Nie pamiętasz swojego imienia, nazwiska ani w ogóle nic ze swojego życia. Totalna pusta, kompletnie czarna dziura. A w twojej głowie siedzi jedynie wkurwiający, biały sufit. Następne, co widzisz to twarze. Na początku rozmyte, później nieco bardziej ostre. Nie znasz tych ludzi. Nie kojarzysz ich rys twarzy, nie masz pojęcia kim są. Są dla ciebie kompletnie obcy, a na twarzy wymalowaną mają troskę i zdenerwowanie. Dezorientacja. Następne co do ciebie przychodzi, to ból. Ale nie taki, jak po złamianiu paznokcia, czy zwykłemu draśnięciu.  Ból całego ciała, jakby przejechał cię autobus pełen kulturystów. Krzyk. Panika. Wierzganie obolałym ciałem. Czarny obraz, urwana taśma.

Kiedy następnym razem otwierasz oczy, już nic tak cię nie boli, wszystko wydaje się spokojniejsze. Ale dalej odczuwasz niepokój gdzieś głęboko w sobie. Nie znasz tych ludzi. Nie wiesz, kim są. Do prawdy przekonuje cię jeden z uzdrowicieli, który ma przyjemny wyraz twarzy, wydaje się prawdomówny i naprawdę szczery. W końcu przyznajesz, że nic nie pamiętasz. A on ci pomaga i rozmawia dzień w dzień. Nadaje ci imię Andy, przez wisiorek który miałeś na szyi. Nazwisko nadał ci jakiś kolega tego uzdrowiciela. A ty trwasz. Trwasz we śnie, w którym trafiłeś do Munga pobity niemalże na śmierć, torturowany przez wiele czarnoksięskich zaklęć. Prawie umarłeś, ale prześlizgnąłeś się pomiędzy kościstymi palcami Śmierci. Ona jednak zabrała twoją pamięć i musisz budować się od nowa. To wszystko, co kiedyś znałeś, zniknęło bezpowrotnie. Nigdy nie odzyskasz pamięci, która przeminęła. Ale możesz za to zapamiętać swoją przyszłość w jak największych detalach jak to możliwe.

Po raz kolejny spoglądasz w lustro, nie mogąc uwierzyć, że tak wyglądasz. Z jednej strony, w ogóle ci to nie przeszkadza i czujesz się naturalnie, z drugiej... czujesz się, jakby to ciało nie było twoje. Czujesz się obcy, nieswoi. Masz wrażenie, że te wszystkie tatuaże, które zostały stworzone na twojej skórze coś znaczą. Masz wrażenie, że te wszystkie kolczyki były czegoś symbolem, ale nie potrafisz zgadnąć czego. Wydaje ci się, że te niebieskie ślepia błyszczą zadziornie, próbując ci przekazać, kim jesteś naprawdę. Czupryna układa jak się układa, bo dokładnie taka była przed tym wszystkim... Czasem stoisz przed lustrem bez podkoszulka, wodząc palcami po bliznach, które masz. Zastanawiasz się, kto je zrobił i czym tak bardzo zawiniłeś, żeby sobie na nie zasłużyć. Idąc przez korytarz i kulejąc na jedną nogę, masz ochotę spotkać tą osobę co ci to zrobiła i zabić własnymi rękoma. Zrobił z ciebie kalekę.

Starasz się radzić sobie z tą dziwaczną sytuacją. Próbujesz odkryć samego siebie. Próbujesz być pozytywny i uśmiechnięty, ale czasem i tak krzykniesz, i tak wyjdziesz trzaskając drzwiami. Jesteś nieco impulsywny. Zabijasz czas grając na perkusji. Chcesz znaleźć kogoś, komu możesz zaufać. Kogoś, kto pomoże ci dowiedzieć się, kim jesteś. Kogoś, kto będzie obok, przytuli, pocieszy i poradzi. Ktoś kto pokocha chłopaczka z brakami w pamięci. 

Show me my soul


CHRISTINE   HOLMES
 Córka Anne, redaktor naczelnej Proroka Codziennego oraz trenera jednej z angielskich drużyn Quidditcha, Josha. Młodsza siostra Jeffreya, będącego właścicielem jednej mugolskiej restauracji. Urodziła się czternastego maja tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku w Birmingham tuż przed wschodem słońca. Wychowywana przez kochających rodziców i zarazem dobijana przez złośliwego, starszego brata, który niejednokrotnie został odprawiony z kwitkiem w postaci bólu.

Christine należała do typowych wychowanków domu Roweny Ravenclaw. Była przykładną Krukonką, która spędzała wiele czasu nad książkami oraz esejami do wykonania. Udoskonalała poszczególne umiejętności, sprawując tym samym zaufanie u Profesorów. Bywała na wielu zajęciach poza obowiązkowym planem lekcyjnym; jako jedna z uzdolnionych przynależała do Klubu Ślimaka, bezproblemowo ważąc kolejne narzucone przez mistrza eliksirów, mikstury. Jakiś czas spędzała w Klubie Pojedynków, choć później zrezygnowała z tego na rzecz zajmowania pozycji Szukającej w drużynie domu Kruka. Z czasem także i dziewczyna mogła zaznać niejednego szlabanu poprzez ciekawość wyżerającą jej osobę i popychającą ją z kuszeniem do chociażby Działu Ksiąg Zakazanych. Ponadto, dziewczynie udało się opanować sztukę oklumencji i legilimencji, przy czym wytężała siły i zdawała się ucierpieć nieraz, gdy bezsilność brała nad nią górę; dodatkowo zarejestrowany animag, który okazuje się być wilczurem. Patronusem był właśnie pies, a bogin – zależnie od sytuacji – zmieniał się.
Hogwart jednak ukończyła na wysokich stopniach, a następnym krokiem dziewczyny była dalsza edukacja w świecie magii, gdzie to starała się utrzymać na magomedycynie, która wydawała się być odpowiednim dla niej kierunkiem. Zrezygnowała z niego jednak, uświadamiając sobie, że w żaden sposób nie będzie to dla niej satysfakcjonujące zajęcie. Zmieniła magomedycynę na dziennikarstwo, by móc w kolejnych latach być redaktorem merytorycznym w Proroku Codziennym, a z czasem także w jednej z mugolskich pras – „The Times”. Ponadto zawzięła się i zadecydowała dokonać pełnego kursu, po którym stała się masażystką, wspomagającą czasem w szpitalu Świętego Munga w rehabilitacji, więc chcąc nie chcąc jakąś tam uzdrowicielką się stała; ot, rehabilitantką. Czasem zdarza jej się udzielać korepetycji z gry na fortepianie. Utalentowana osoba, o.

Już któryś rok pomieszkuje w Londynie, odwiedzając co jakiś czas swoich rodziców, tudzież brata, który gdzieś wędruje po świecie, przebywając ze smokami, a jak wróci, to się chowa w stolicy, wypoczywając sobie w najlepsze, a panna Holmes mieszka w czteropokojowym mieszkaniu, które nieraz wydaje się być o wiele za duże na ilość pomieszkujących w nim lokatorów. Nie jest to jednak miejsce puste, ponieważ wszędzie coś jest wstawione. A to wielki fortepian w salonie, przykuwający uwagę gości, a to jeden pokój miał się stać gabinetem lub najzwyklejszym biurem domowym, gdzie to utrzymywane byłyby wszelakiej maści dokumentacje, jeszcze dwie sypialnie oraz przestrzenna kuchnia i łazienka. Wszystko najzwyklejsze, z możliwością czarowania i używania magii, nie pokazanej jednak osobom nieodpowiednim.

Także trzeba zaznaczyć bardzo istotny fakt. Otóż Christine jest matką trzy i półrocznego chłopca, Tommy’ego Fostera. Mały Tom Foster jest synem Matthew Fostera, uzdrowiciela Świętego Munga. Często można zobaczyć tego szkraba w towarzystwie kobiety, który często stara się zaczepić pracującego ojca, domagając się jego uwagi i zabawy, chwili krótkiej rozmowy. Choć z początku trudno było określić, tak teraz każdy, kto widział i Christie i Matta, to stwierdza, że ich syn jest znacznie podobny do ojca, czasem uznany za wykapanego; ot, podobny kolor włosów, uśmiech, jedynie wyróżniają go ciemne, granatowe oczy niczym ocean podczas sztormu i kilka piegów na lekko zadartym nosie, które odziedziczył po rodzicielce. Stara się być przykładną matką, choć czasem witki opadają i siły już brakuje, ale uśmiech syna jest i tak na tyle uroczy, że trudno nie zwrócić na to uwagi. Mogłoby się zdawać, że rodzicielstwo jest uciążliwe, ograniczające, aczkolwiek wszystko zdążyło się zmienić wraz z dniem narodzin chłopca, gdy to już zdążyło się zapomnieć o tych wszystkich obawach i oddać temu instynktowi i odpowiedzialności nad nim.

Jest drobną osobą, mającą kobiece kształty; należąca do tych, których wzrost jest optymalny – nie za wysoka, nie za niska. Twarz okraszona dziesiątkami wyróżniających się na jasnej cerze piegów, oraz długie włosy, często będące w artystycznym nieładzie o kasztanowym ubarwieniu, gdy oczy błyszczą w rozbawieniu, przedstawiając niemalże taki sam kolor, jaki ma Timmy oraz pełne różane usta, wyginające się w delikatnym uśmiechu.

_______________________________________________
Witam :> I od razu tutaj wyrażam chęć na długie wątki, choć zazwyczaj przystosowuje się do długości odpowiedzi. Także jakieś powiązania, ażeby postacie się znały, co będzie lepsze na rozpoczęcie. Czasem zdarza się omijać, ale upomnieć i się powraca, o! :D

Your hate has so betrayed us




Drogi przyjacielu! 

Wiem, że od mojego ostatniego listu minęło dość sporo czasu, bo przecież całe siedem lat to całkiem spora liczba. Wiem również doskonale to, że pewnie jesteś wściekły, bo przecież najlepsi przyjaciele nie powinni tak milknąć bez słowa. Tyle, że ja byłam bardzo zajęty. W tym momencie dosłownie widzę ten Twój uśmieszek, który zawsze widnieje na Twojej twarzy kiedy próbujesz wyśmiać moje słowa i pokazać, że nie wierzysz w ani jedno z nich. Tyle, że tym razem ja nie kłamię. 
Pamiętasz jak zawsze kiedy byliśmy mali i mamy wciskały nas w smokingi, żebyśmy dobrze się prezentowali na rodzinnych spotkaniach, powtarzaliśmy, że kiedyś, kiedy będziemy dorośli będziemy wyprawiać bankiety na, które można będzie zakładać co tylko się będzie chciało pod warunkiem, że nie będzie to smoking? Wyobrażałem sobie wtedy siebie w swoich ulubionych sztruksach i czerwonej koszulce, której nigdy nie chciałem Ci pożyczyć i ulubionych adidasach. Nie mogłem się doczekać kiedy wreszcie będę mógł nosić to, co mi się podoba zawsze i wszędzie. Niestety zarówno to jak i wszelkie moje, a raczej nasze marzenia z dzieciństwa legły w gruzach. Mój smoking zamienił się na fartuch. 
Teraz pewnie otworzyłeś szeroko oczy i wlepiasz wzrok w kartkę z szeroko otwartymi ustami. Zadziwiające jest to, że pomimo, że nie widzieliśmy się okrągłe dziesięć lat ja pamiętam mimikę twojej twarzy niemalże idealnie. Nie chcąc Cię jednak trzymać dłużej w niepewności przejdę do sedna sprawy. Pewnie pamiętasz doskonale moich rodziców? Zrzędliwą mamę, która jedynie dbała o nazwisko i to jaki kolor jest w modzie i ojca, który zwykle nie miał czasu by pobawić się z nami nowymi magicznymi zabawkami i w zamian za to kupował nam nowe? Otóż jakieś parę lat temu rozwiedli się i po burzliwych kłótniach podzielili majątek na pół. Stanąłem wtedy przed wyborem. Mam czy Tata? Niestety opcji, która pozwalałaby mi na pozostanie z obojgiem w zgodzie nie było. Po kilku nieprzespanych nocach w końcu uściskałem rodzicielkę i zostałem z ojcem. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję tej decyzji. 
Po mamie mój ojciec miał wiele kobiet. Wiesz świeżo po rozwodzie, brunet po czterdziestce, który wygląda całkiem dobrze jak na swój wiek z sporą sumą na koncie przyciągał do siebie całe tłumy rozchichotanych blondynek. Tyle, że mój ojciec po tylu latach spędzonych z kobietą, która nawet go nie zauważała zapragnął miłości. I znalazł ją. Kobieta imieniem Rosie zawróciła mu w głowie i teraz może się poszczycić tym, że ma takie samo nazwisko jak ja. Na początku było dobrze. Nic się tak właściwie nie zmieniło. Ja nadal byłem zatrudniony w firmie rodziców, a raczej tylko na papierze bo nigdy mnie tam nie było. Nadal zwiedzałem świat, żyłem chwilą, wyrywałem co się dało i nie martwiłem się jutrem. Niestety kobieta okazała się niezłym ziółkiem. Wmówiła mojemu tacie, że jeśli dalej tak będę robił to nic w życiu nie osiągnę i będę w końcu nieszczęśliwy. I tak właśnie postawili mi ultimatum. Albo pójdę na studia uzdrowicielskie albo odcinają mi kran ze złotem. Wybór był dość prosty czyż nie? Jestem przekonany o tym, że zrobiłbyś dokładnie tak samo. I choć moje wyniki z owutemów nie były takie jak być powinny kilka dobrych znajomości i worek pieniędzy pozwoliły mi dostać się na staż do Munga. 
Zapach szpitalny tak samo jak w dzieciństwie przyprawia mnie o mdłości, a dając komuś leki myślę sobie o tym, że pewnie ja sam wrzuciłbym je pod łóżko. Stroniąc od wszelkich ksiąg udawałem, że jestem najlepszy w swoim fachu, aż do nocy, która wydarzyła się dwudziestego piątego sierpnia w ubiegłym roku. Zostałem na nocny dyżur i odesłałem mojego towarzysza do domu, twierdząc, że ze wszystkim dam sobie świetnie radę. W końcu tak utalentowany uzdrowiciel jak ja jest zdolny zdołać wszelkim problemom czyż nie? Niestety jak się okazało rzeczywistość nie wyglądała tak pięknie jak ją sobie zaplanowałem. Dziesięcioletnia dziewczynka, która została przywieziona przez rodziców zmarła na moich rękach, ponieważ ja nie wiedziałem jakie antidotum jej podać. Od tamtego czasu jej twarz prześladuje mnie co noc, a jej usta wypowiadają tylko jedno słowo - ,,MORDERCA.'' Od tamtego czasu nigdy nie rozstaje się z książkami, artykułami i wszystkim innym co może mi w przyszłości pomóc ocalić czyjeś życie. Zmieniłem się. Tak bardzo zmieniłem się od tamtej chwili. Nie jestem już wolnym duchem, beztrosko żyjącym człowiekiem, który nie martwi się jutrem. Zrozumiałem, że teraz ciąży na mnie wielka odpowiedzialność. Trzymam w rękach ludzkie życie. Stałem się odpowiedzialny, obowiązkowy, pilny, opanowany i spokojny. Czy to nie te cechy, których zawsze mi brakowało? Sęk w tym, że teraz mimo, że jestem oczytany i mam wiedzę większą niż połowa pracowników tutaj zwykle stoję z boku. Pozwalam innym uzdrowicielom działać, a sam siedzę na czwartym piętrze i podaję innym eliksiry i służę słowem i ramieniem kiedy budzą się z koszmarów. Pacjenci stali się moją rodziną, a Mung domem. Niestety żona mojego ojca nie miała racji. Nie jestem szczęśliwym człowiekiem. Moje szczęście zostało na wakacjach i nie chce do mnie za nic w świecie wrócić. Mam wrażenie, że nie znam siebie. Nie poznaje siebie. I choć patrząc w lustro nadal widzę wysokiego blondyna z niebieskimi oczami i przebłyskami zieleni i z uśmiechem, jego twarz wygląda zupełnie inaczej. Teraz widać na niej zmęczenie i wieczną troskę. Pewnie gdybyś zobaczył mnie w pracy pokręciłbyś głową i stwierdził, że mnie nie poznajesz. Tyle, że to nadal ja. 27- letni Matthiew Foster, uzdrowiciel pracujący na czwartym piętrze dla, którego pacjenci stali się rodziną. 
Doskonale wiem o co byś zapytał gdybyś tylko mógł. Zrobiłbyś tą swoją łobuzerską minę i zapytał co z kobietami i mężczyznami w moim życiu, bo fakt, że jestem biseksualny nigdy nie był dla Ciebie tajemnicą. Odpowiedź jest prosta - nic. Znudziło mnie uganianie się za nimi i przygody na tydzień lub dwa. Nie potrzebuje ludzi, nie potrzebuje pieniędzy, nie potrzebuje nic. Żyję tylko po to by płacić za błędy młodości i odkupić morderstwo tamtej dziewczynki.
A ostatnia informacja jest dość szokująca, dlatego lepiej usiądź wygodnie. Ziściły się nasze najgorsze młodzieńcze obawy. Wpadłem. Tak, mam dziecko. Tyle, że ja teraz cieszę się jak głupi. Malutki Tommy stał się całym moim światem, a jego matką jest piegowata jędza Christine, która była moją dziewczyną w ostatniej klasie. Wygląda niczym ja tyle, że jest troszkę mniejszy i ma trzy latka. Mam nadzieje, że kiedyś będzie miał okazję spotkać swojego ojca chrzestnego, którym zostałeś Ty choć nie do końca świadomie.

Wciąż nazywający się Twoim przyjecielem
Matthiew Foster

[ wiem, że informacji zawartych w karcie mogłoby być więcej ALE  spokojnie, o wszystkim czego tam nie ma, dowiedzieć się będzie można z wątków. Watki średnie, długie, krótkie, wszelkie. Wyznaję zasadę jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie chociaż zwykle ja daję troszkę więcej jeśli chodzi o długość. Jestem skłonna by zaczynać czy wymyślać relację, ale miło jest jeśli ktoś nie przychodzi do mnie z pustymi łapkami :) Ogólnie to ani ja ani Matti nie gryziemy także zapraszam do wątkowania :) Wiem, że wizerunek Jessiego to mało ambitne rozwiązanie ale nie mogłam odmówić takiej jednej pani, która wyraźnie chciała by jego twarzyczka widniała w mojej karcie.]